Używaj perfum, póki pachną!
2024-05-17 12:00:00(ost. akt: 2024-05-17 13:15:03)
Niby statystycznie żyjemy dłużej. Niby nasze babcie, gdy były w naszym wieku, z wyglądu bliżej miały do babcinych papuci i kłębka nici w ręku — niż my obecnie. A jednak coś za coś… Bo żyjemy szybciej, intensywniej — przez co czasu mamy znacznie mniej niż nasze babcie.
Nasz młody wygląd z pewnością zawdzięczamy postępowi, który w medycynie i kosmetyce przez kilka ostatni dekad szedł dość żwawo i z siłą naporu prasy hydraulicznej. Ale ostatnie pokolenia są też jakby młodsze duchem. Aktywni fizycznie, choć dawno przekroczyliśmy czterdziesty rok życia, stale na czasie z trendami w modzie, muzyce, filmie. Jesteśmy też otwarci na świat: przynajmniej jedno auto ma prawie każda rodzina, samolot znacznie częściej wygrywa z pociągiem, a Malediwy i Paragwaj dawno przestały leżeć na końcu świata.
Jedno z dwojga: albo to młodość znacznie dłużej trzyma nas w swoich szponach, albo to my uparliśmy się jak najdłużej młodość trzymać w szponach naszych — najlepiej tak do zgrzybiałej starości! A może ktoś wynalazł jednak ten upragniony jeszcze od czasów alchemików eliksir młodości i dosypuje go do chleba lub dolewa do mleka? Przy czym czyni to anonimowo wyłącznie ze względu na wrodzoną nieśmiałość lub w obawie przed falą nienawiści…? Wszystko jedno. Grunt, że w porównaniu z naszymi babciami młodsi jesteśmy i ciałem, i duchem!
Kij ma dwa końce…
No, właśnie… W życiu już tak jest, że musi być balans. Co oznacza, że rzadko kiedy dostajemy coś za darmo. I konsekwencje są takie, że duch i ciało może młode długo — ale mało mamy czasu. Tak w ogóle. Żyjemy w pędzie, w locie, w bezustannym biegu. W przeciwieństwie do naszych babć, które po zamęściu najczęściej zostawały w domu, zajmując się nim z wielką pieczołowitością — współczesna kobieta ma jeden etat w firmie, czasem bierze też prace zlecone, a DODATKOWO zajmuje się domem, dziećmi, a jeśli trzeba, to także niedomagającymi rodzicami. To na ilu etatach pracuje współczesna kobieta? Z moich wyliczeń wynika, że zasadniczo na dwóch, ale w praktyce przynajmniej na trzech.
No, właśnie… W życiu już tak jest, że musi być balans. Co oznacza, że rzadko kiedy dostajemy coś za darmo. I konsekwencje są takie, że duch i ciało może młode długo — ale mało mamy czasu. Tak w ogóle. Żyjemy w pędzie, w locie, w bezustannym biegu. W przeciwieństwie do naszych babć, które po zamęściu najczęściej zostawały w domu, zajmując się nim z wielką pieczołowitością — współczesna kobieta ma jeden etat w firmie, czasem bierze też prace zlecone, a DODATKOWO zajmuje się domem, dziećmi, a jeśli trzeba, to także niedomagającymi rodzicami. To na ilu etatach pracuje współczesna kobieta? Z moich wyliczeń wynika, że zasadniczo na dwóch, ale w praktyce przynajmniej na trzech.
A taka bizneswoman? Cytując klasyka — Bogu dziękuję, że oszczędził mi tego wątpliwej jakości szczęścia! Ze spotkania na spotkanie, w permanentnym biegu, z dwoma telefonami komórkowymi — po jednym na ucho, oraz z laptopem, tabletem i jakimś takim zegarkiem zmyślnym, co wylicza jej zastraszające liczby kroków, które ta biedna bizneswoman codziennie wykonuje i — całe szczęście! — w miarę prędko ostrzega przed zawałem serca i udarem mózgu, choć nie jestem pewna czy ostrzega, gdy objawy obu tych schorzeń wystąpią jednocześnie…
Reasumując — dzięki postępowi w medycynie żyjemy zatem dłużej, na długie lata zachowując młody wygląd, takież samopoczucie i sylwetkę, ale nic za darmo. Żyjemy szybciej, niewiele lub wcale nie mając czasu ani na delektowanie się życiem, światem, ani nawet na celebrowanie tej swojej młodości. Fakt, ‘carpe diem’ w naszym świecie nabrało jakby dosłownego znaczenia — bo jakiś wewnętrzny głos bez zbędnych wysiłków jest nas w stanie przekonać, że jak tego dnia nie chwycimy, to stracimy bezpowrotnie kilka szans. A życie drugi raz niewykorzystanej szansy nie daje. Życie działa na zasadzie: było — minęło.
A mimo tej bezustannej gonitwy i tak mamy poczucie, że coś nam umyka, że mimo morderczych czasem wysiłków — i tak coś tracimy. I ja chyba wiem, co dokładnie…
A mimo tej bezustannej gonitwy i tak mamy poczucie, że coś nam umyka, że mimo morderczych czasem wysiłków — i tak coś tracimy. I ja chyba wiem, co dokładnie…
Nie stracić siebie!
Tak, to chyba jest rozwiązanie zagadki szczęśliwego życia. Nie stracić siebie. Jeśli dobrze pamiętam — moja babcia żyła znacznie wolniej od mojej mamy, a w porównaniu ze mną była przerażająco ociężałym i chorym na podagrę żółwiem. Wstawała sobie raniutko i bez zbędnych zabiegów kosmetycznych, nie wspominając o makijażu! — wchodziła do kuchni, która rozmiary miała nie przymierzając mojego salonu z kuchnią połączonego, przy czym babci kuchnia ani reszta mieszkania nie była obciążona hipoteką. Pierwszy stres zatem odpadał.
Wszedłszy do tej kuchni, babcia pozostawała tam na czas śniadań i obiadu. Ale… W międzyczasie szła sobie do ogródka i wyrywała świeże warzywka, z których potem robiła kulinarne dzieła sztuki. To samo owoce. A jeszcze miała babcia wystarczająco dużo czasu, by zerwać sobie zgrabny bukiet kwiatków, które potem umilały jej kuchenne okno i/lub stół. Przygotowując śniadanie, babcia jednocześnie nastawiała garnek na zupę. Przygotowując obiad — babcia między obieraniem ziemniaków a przygotowywaniem surówki umiała zręcznie zakręcić babkę, która potem się piekła i na podwieczorek w zaciszu ogródka była jak znalazł. Pragnę zaznaczyć, że babcia tę babkę kręciła ręcznie, bez miksera, który jej zdaniem źle wpływał na konsystencję ciasta i nie wychodziło wystarczająco pulchne…!
Tak, to chyba jest rozwiązanie zagadki szczęśliwego życia. Nie stracić siebie. Jeśli dobrze pamiętam — moja babcia żyła znacznie wolniej od mojej mamy, a w porównaniu ze mną była przerażająco ociężałym i chorym na podagrę żółwiem. Wstawała sobie raniutko i bez zbędnych zabiegów kosmetycznych, nie wspominając o makijażu! — wchodziła do kuchni, która rozmiary miała nie przymierzając mojego salonu z kuchnią połączonego, przy czym babci kuchnia ani reszta mieszkania nie była obciążona hipoteką. Pierwszy stres zatem odpadał.
Wszedłszy do tej kuchni, babcia pozostawała tam na czas śniadań i obiadu. Ale… W międzyczasie szła sobie do ogródka i wyrywała świeże warzywka, z których potem robiła kulinarne dzieła sztuki. To samo owoce. A jeszcze miała babcia wystarczająco dużo czasu, by zerwać sobie zgrabny bukiet kwiatków, które potem umilały jej kuchenne okno i/lub stół. Przygotowując śniadanie, babcia jednocześnie nastawiała garnek na zupę. Przygotowując obiad — babcia między obieraniem ziemniaków a przygotowywaniem surówki umiała zręcznie zakręcić babkę, która potem się piekła i na podwieczorek w zaciszu ogródka była jak znalazł. Pragnę zaznaczyć, że babcia tę babkę kręciła ręcznie, bez miksera, który jej zdaniem źle wpływał na konsystencję ciasta i nie wychodziło wystarczająco pulchne…!
Właśnie, podwieczorek, kolacja… Babcia kanapeczki wyczarowywała w mgnieniu oka, czasem wydawało mi się, że ma je zawczasu przygotowane w swojej spiżarce, pod stolikiem, zgoła w rękawach…! Ale nie. Wszystko było świeżutkie, pachnące prawdziwym masłem, chlebem, koperkiem, ogórkiem i ziołami!
Tak, babcia może i miała w domu cały etat, ale jej obowiązkom, które wykonywała po prostu wzorowo — nie towarzyszył ten nieznośny pospiech. Miała czas na poczytanie gazety (raczej w ciągu dnia, między kolejnymi zadaniami) i książki (raczej wieczorem, w ogródkowym zaciszu lub do poduszki). Miała czas na pogawędkę z sąsiadką i miała czas na cieszenie się kwiatami oraz wschodami i zachodami słońca. Choć nie da się ukryć — zmarszczek miała więcej niż moja mama w jej wieku…
Tak, babcia może i miała w domu cały etat, ale jej obowiązkom, które wykonywała po prostu wzorowo — nie towarzyszył ten nieznośny pospiech. Miała czas na poczytanie gazety (raczej w ciągu dnia, między kolejnymi zadaniami) i książki (raczej wieczorem, w ogródkowym zaciszu lub do poduszki). Miała czas na pogawędkę z sąsiadką i miała czas na cieszenie się kwiatami oraz wschodami i zachodami słońca. Choć nie da się ukryć — zmarszczek miała więcej niż moja mama w jej wieku…
Tak czy siak — na co to jest dowód? Że czasem warto zwolnić. Że w tym biegu warto się czasem zatrzymać i nakichać na to, co właśnie ucieka, by cieszyć się tym, co już się udało.
Dobre słowo
Kolejnym złym znakiem naszych czasów są słowa, które na moje oko wypowiadamy ze zbytnią lekkością, frywolnością i absolutnym brakiem dbałości o uczucia drugiego człowieka. Ze zgrozą zauważam, jak wielką łatwość sprawia wypisywanie nienawiści w mediach — przy czym w większości autorzy tych pamfletów nawet nie dbają o anonimowość! Mam wrażenie, że są tacy, którzy wręcz szczycą się swoją nienawistną twórczością. Tymczasem ja sama uważam, że kiedy można drugiemu człowiekowi powiedzieć coś miłego — to trzeba to zrobić. Co nie zmienia faktu, że znam takiego jednego, który na miłe słowa zasługuje nader często — ale wprowadzają go one w paraliżujące zakłopotanie. Co się z nim umęczę, tego ludzkie słowo nie opisze! A jednak nie mam zamiaru przestawać. Jeśli zasłuży na dobre słowo — ja się hamować nie będę!
Kolejnym złym znakiem naszych czasów są słowa, które na moje oko wypowiadamy ze zbytnią lekkością, frywolnością i absolutnym brakiem dbałości o uczucia drugiego człowieka. Ze zgrozą zauważam, jak wielką łatwość sprawia wypisywanie nienawiści w mediach — przy czym w większości autorzy tych pamfletów nawet nie dbają o anonimowość! Mam wrażenie, że są tacy, którzy wręcz szczycą się swoją nienawistną twórczością. Tymczasem ja sama uważam, że kiedy można drugiemu człowiekowi powiedzieć coś miłego — to trzeba to zrobić. Co nie zmienia faktu, że znam takiego jednego, który na miłe słowa zasługuje nader często — ale wprowadzają go one w paraliżujące zakłopotanie. Co się z nim umęczę, tego ludzkie słowo nie opisze! A jednak nie mam zamiaru przestawać. Jeśli zasłuży na dobre słowo — ja się hamować nie będę!
Zasada perfum
Bóg raczy wiedzieć, skąd mi się to wzięło, może od babci właśnie, ale często, zastanawiając się nad kolejnym życiowym krokiem, nad reakcją — ot, choćby w przypadku tego jegomościa, któremu trudno powiedzieć miłe słowo — kieruję się zasadą perfum. Otóż jakże często kobieta nabywa sobie drogą kupna niezwykle ekskluzywny i bardzo kosztowny flakonik czegoś, co pachnie jak siódme niebo.
Bóg raczy wiedzieć, skąd mi się to wzięło, może od babci właśnie, ale często, zastanawiając się nad kolejnym życiowym krokiem, nad reakcją — ot, choćby w przypadku tego jegomościa, któremu trudno powiedzieć miłe słowo — kieruję się zasadą perfum. Otóż jakże często kobieta nabywa sobie drogą kupna niezwykle ekskluzywny i bardzo kosztowny flakonik czegoś, co pachnie jak siódme niebo.
Fakt, wykosztowała się kobiecina, więc trzyma na okazję wyjątkową absolutnie, na audiencję u króla Karola III lub wizytę Madonny. Tymczasem król trochę się pochorował, Madonna też zajęta — i okazja może nie nadejść. A te perfumy, nawet szczelnie zamknięte, jednak wietrzeją i zwyczajnie się psują. Dlatego kupiwszy sobie jakiś piękny zapach — używajmy go do samego dna flakonika! A kto wie, może wyperfumowawszy się tym oszałamiającym zapachem — możemy same sprowokować wyjątkową okazję, choćby po drodze po chleb do osiedlowej piekarni…? I to będzie prawdziwe ‘carpe diem”!
Magdalena Maria Bukowiecka
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez