30 lat Wisłoka Rzeszów

2025-03-14 11:59:07(ost. akt: 2025-03-14 12:17:06)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: pixabay.com

RKB 1995 Wisłok Rzeszów w tym roku obchodzi jubileusz 30-lecia i jednym z elementów tej rocznicy będzie udział w reaktywowanej po dwóch dekadach Polskiej Lidze Boksu — Fajnie będzie na jubileusz wystąpić w lidze, w której przed laty stratowały kluby z Podkarpacia — uważa prezes Maciej Dziurgot.
Ostatnim klubem z Podkarpacia, który rywalizował o mistrzostwo Polski, była Stal Rzeszów. Największe sukcesy zapisał jednak na koncie Igloopol Dębica, zdobywając dwa tytuły mistrzowskie w latach 1988-89.

— Wraz z śp. Zbigniewem Śmiglem, Zdzisławem Lubasem i Stanisławem Kokoszką założyliśmy klub w Rzeszowie po tym, jak sekcję boksu rozwiązano w Stali. Zupełnie nowe struktury, niezależne od żadnego innego klubu w mieście. Jest czym się pochwalić, bo jesteśmy jednym z nielicznych klubów z 30-letnią tradycją. To fajna sprawa, że teraz wystartujemy w lidze — powiedział Dziurgot.

RKB 1995 Wisłok w Polskiej Lidze Boksu zastąpił niemal w ostatniej chwili klub ze Szczecina.

— Miesiąc temu zadzwonił do mnie prezes związku Grzegorz Nowaczek i poinformował, że wycofał się Skorpion Szczecin oraz zapytał, czy byśmy nie wystartowali. Około półtora roku temu już rozmawiałem z prezesem o lidze, ale sprawa ucichła, chociaż skład mieliśmy gotowy. Teraz natomiast pod tym względem jest, powiedzmy, średnio, ale jednak jak tu nie skorzystać z takiej okazji. To jest bardzo duże wyzwanie, ale też szansa dla naszego klubu i miasta — tłumaczył.

Jak zaznaczył, jego zespół miał najmniej czasu na przygotowanie się do ligi, skompletowanie kadry, itd.

— Daliśmy jednak radę i mamy skład. Może nie jest najmocniejszy, ale myślę, że uda się nam tych trochę walk wygrać — zaznaczył prezes.

Skład, jaki skompletował RKB Wisłok, różni się od tego, jaki mógł wystawić rok temu.

— Wówczas mieliśmy kadrę złożoną praktycznie z zawodników naszego klubu. Później niektórzy zaprzestali treningów. Większość z nich robi karierę w wojsku i nie dali się namówić na powrót. Generalnie, w pierwszym meczu wystąpi większość zawodników wywodzących się z Podkarpacia, choć nie będą to nasi wychowankowie. W każdym meczu może wystąpić dwóch obcokrajowców i być może będziemy z tej opcji korzystać — zapowiedział Dziurgot.

Szef klubu z Rzeszowa doskonale orientuje się w potencjale poszczególnych drużyn.

— W Kielcach jest mistrz olimpijski Ołeksandr Chyżniak. O jego klasie nie trzeba nikogo przekonywać. W Europie ciężko jest stanąć przeciwko takiemu zawodnikowi. To jest top topów. W lidze boksować będą też mistrzowie Węgier czy Litwy. Szykuje się zatem - mówiąc kolokwialnie - niezła jatka... — zauważył.

Jak przyznał, w rzeszowskiej ekipie próżno szukać wielkich gwiazd.

— Są to jednak solidni polscy zawodnicy, którzy powinni sobie dać radę. Liderem powinien być Michał Akoto-Ampaw. To Polak, którego ojcem jest Senegalczyk. Jest medalistą mistrzostw Polski, zawodnikiem, który w naszym klubie szkoli młodzież. Jest zawsze uśmiechnięty, to bardzo pozytywna postać — przedstawił go Dziurgot.

Klub z Rzeszowa nie posiada sponsora strategicznego, a budżet nie został jeszcze do końca zamknięty.

— Rozmawiamy z kilkoma firmami, a być może takim sponsorem będzie miasto Rzeszów. To przecież świetna wizytówka, a zainteresowanie sportami walki, w szczególności boksem, wśród młodzieży i dzieci rośnie. W naszym klubie trenuje około 120 młodych ludzi. Sala pęka w szwach i wcale nie jest to spowodowane sukcesem Julki Szeremety w paryskich igrzyskach. U nas ten boom trwa już od czterech lat — podkreślił.

RKB 1995 Wisłok Rzeszów będzie rozgrywał mecze w mającej już ponad 60 lat hali ROSiR, gdzie na trybunach może zasiąść 700 widzów.

— Tam mamy swoją salkę treningową i to jest nasz dom. Mecze będą biletowane, bo przecież kibic też jest naszym sponsorem, a dla nas każda złotówka się liczy — dodał.

Dziurgot pamięta czasy bokserskiej ligi w Rzeszowie.

— Z pięściarstwem jestem związany od 40 lat i zaczynałem jako dziecko. Mój dziadek był sędzią i zabierał mnie na mecze. Później sam chodziłem i doskonale pamiętam niedzielne poranki. Mieszkałem na Pobitnym, na 8 rano pędziłem na mszę do Fary, później ustawiałem się w kolejce pod halą Walter, żeby kupić bilet. Mecze były o godz. 11, więc już dwie godziny wcześniej trzeba było odstać swoje, żeby wejść. Atmosfera tych rozgrywek była niesamowita, a po kilku latach już sędziowałem w tej lidze — wspominał ceniony od lat sędzia, który prowadził m.in. trzykrotnie kwalifikacje olimpijskie, turnieje Pan American Games w Santiago de Chile czy Pacific Games na Wyspach Salomona.

Źródło: PAP/red.