Bieszczady w konflikcie z naturą?

2025-04-22 11:31:11(ost. akt: 2025-04-22 12:22:45)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: pixabay

W sercu Bieszczad narasta napięcie między lokalną społecznością a przyrodą. Choć niedźwiedź brunatny to symbol regionu i turystyczna atrakcja, coraz częściej staje się też nieproszonym gościem. Ostatnie ataki na gospodarstwa i straty w hodowlach wywołały burzliwą debatę. Mieszkańcy domagają się zdecydowanej interwencji.
W górskich dolinach Bieszczad, tam gdzie cisza miesza się z echem turystycznych kroków, mieszkańcy zaczynają czuć niepokój. Przez ostatnie tygodnie z różnych stron regionu napływały informacje o wizytach niedźwiedzi na terenach zamieszkanych. Sytuacja stała się szczególnie dramatyczna, gdy trzy osobniki dostały się do gospodarstwa, gdzie zaatakowały hodowlę kóz. Padło aż 22 zwierząt, w tym młode. Podobnych przypadków w tym roku było więcej, a liczba "kozich ofiar" przekroczyła już trzydzieści.

To wydarzenie przelało czarę goryczy. Wójt gminy Solina, Adam Piątkowski, nie krył frustracji. W jego ocenie dotychczasowe działania, jak odstraszanie czy wywożenie zwierząt w inne miejsca, przypominają grę w ciuciubabkę. Podkreślił, że samorządy są pozostawione same sobie i zaapelował do władz o zgodę na redukcję liczby niedźwiedzi — czyli de facto na ich odstrzał. Przypomniał, że podobne decyzje zapadły niedawno na Słowacji, gdzie zaplanowano zmniejszenie populacji o kilkaset osobników.

Pomysł ten jednak spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony środowisk naukowych i organizacji ekologicznych. Biolog Robert Gatzka, związany z Parkiem Ochrony Bieszczadzkiej Fauny, zauważa, że liczba niedźwiedzi w danym regionie wcale nie musi przekładać się na liczbę szkód. Zwraca uwagę, że to nie skala populacji jest tu kluczowa, lecz jakość systemów prewencji i odpowiedzialność po stronie ludzi.

Gatzka podaje przykład Norwegii, gdzie pomimo niewielkiej liczby niedźwiedzi, notuje się wysoki poziom szkód. Odwrotnie jest w Chorwacji, gdzie populacja jest znacznie większa, ale incydentów — znacznie mniej. Oznacza to, że lepsze zabezpieczenie gospodarstw, odpowiednia gospodarka odpadami oraz edukacja lokalnych społeczności mogą skuteczniej ograniczyć problemy niż broń myśliwska.

Marek Józefiak z Greenpeace Polska, który sam odwiedza Bieszczady, zwraca uwagę na kluczowy problem: źle zarządzane odpady. Jak mówi, mieszkańcy czasem muszą trzymać śmieci na posesjach przez tygodnie, co staje się dla niedźwiedzi swoistym zaproszeniem na darmową ucztę. W pobliżu Soliny nie raz widział porozrzucane worki, rozerwane przez zwierzęta. I trudno je za to winić — dla niedźwiedzia to łatwiejszy sposób zdobycia jedzenia niż żmudne poszukiwania w lesie.

Eksperci podkreślają, że niedźwiedzie to oportuniści — korzystają z okazji. Dlatego rozwiązaniem nie powinien być odstrzał, lecz skuteczne odstraszanie i zniechęcanie ich do wchodzenia na tereny zamieszkałe. Proste środki jak pastuchy elektryczne wokół pasiek czy uszczelnienie systemu odbioru odpadów mogą zdziałać więcej niż jakakolwiek "redukcyjna polityka".

Radosław Michalski z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze proponuje powołanie specjalnej grupy interwencyjnej, która w razie potrzeby byłaby w stanie reagować szybko, skutecznie, a przede wszystkim — profesjonalnie. Jej skład mogliby tworzyć pracownicy parków, weterynarze i naukowcy. Wzorcem może być Tatrzański Park Narodowy, gdzie tego typu działania od lat przynoszą efekty.

Problemem pozostają również tzw. karmiska łowieckie. Niedźwiedzie od lat żerują w tych miejscach, przyzwyczajając się do ludzkiego zapachu i pokarmu. To rozleniwia je, oswaja, a przede wszystkim zwiększa ryzyko konfliktów. Gatzka zauważa, że młode niedźwiedzie uczą się tych zachowań od matek, co tylko pogłębia problem.

Na sytuację wpłynęła także ekspansja człowieka. W ostatnich dwóch dekadach Lasy Państwowe prowadziły wycinki w samych ostojach niedźwiedzi, często w bezpośrednim sąsiedztwie ich gawr. To zaburza naturalne środowisko i wypycha zwierzęta ku ludzkim osiedlom. Od lat naukowcy postulują powiększenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz utworzenie Turnickiego, co mogłoby skutecznie poprawić sytuację.

Nie bez znaczenia jest także wymiar ekonomiczny. Niedźwiedzie to dziś niemal marka turystyczna Bieszczad. Są symbolem regionu obecnym na pamiątkach, materiałach promocyjnych i w przewodnikach. Józefiak ocenia, że działania prowadzące do ich eliminacji byłyby „strzałem w stopę” z punktu widzenia rozwoju regionu. Zresztą, jak dodaje, szkody wyrządzane przez niedźwiedzie nie są tak kosztowne, jak mogłoby się wydawać — w ostatnich latach Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wypłacała odszkodowania na łączną kwotę rzędu 100–150 tys. zł rocznie.

Wbrew emocjom pojawiającym się w debacie, niedźwiedzie nadal są zwierzętami z natury unikającymi człowieka. Tylko w skrajnych przypadkach, gdy osobnik staje się „problemowy” — agresywny, zbyt śmiały, oswojony — możliwa jest interwencja i ewentualne uśmiercenie, ale jako ostateczność. Takie procedury już dziś funkcjonują i nie wymagają zmiany prawa.

W przypadku Soliny — jak podkreśla Gatzka — problem dotyczy przede wszystkim jednej konkretnej samicy z młodymi. Zamiast szukać zbiorowej odpowiedzialności, warto skoncentrować się na konkretnych przypadkach. Tym bardziej że polska populacja niedźwiedzia brunatnego to zaledwie 150–200 osobników.

Źródło: Gazeta.pl